Luty, marzec, kwiecień, maj i nic. Żadnych wpisów, żadnych nawet usprawiedliwień, przeprosin. Nic. Jakbym w dziurę jakąś wpadła. Zamiast się usprawiedliwiać napiszę więc dziś o dziurach. A raczej o książkach dziurawych. I nie chodzi tu o sfatygowane egzemplarze, ale o książki dziurawe z rozmysłu autorów. To książki nie-książki, książki, które bardziej niż do czytania zachęcają do kreowania i zabawy.
W dżungli
Benedicte Guettier
Wydawnictwo Ene Due Rabe
Pierwsza z nich to propozycja dla młodszych dzieci. Myślę, że najbardziej atrakcyjna będzie dla roczniaków, bo pozwoli im aktywnie włączyć się w zabawę. Ale i młodszym dzieciom spodobają się zapewne rodzice w roli lwa i krokodyla, zwłaszcza kiedy wydawać będą przy tym egzotyczne dźwięki. Myślę, że i po pierwszych urodzinach można do niej wracać jeszcze przez jakiś czas. To książka, która inspiruje do zabawy w teatr, odgrywania ról, wymyślania historii. Bohaterami tych historii są zwierzęta, którym, dzięki otworowi w książce, możecie użyczyć swojej twarzy :)
Ilustracje proste, narysowane grubą kreską, postacie zwierząt łatwe do zidentyfikowania przez najmłodszych, strony kartonowe. Specjalne otwory na palce/paluszki ułatwiają trzymanie tej książkowej charakteryzacji. Pamiętam, że mój mąż kręcił nosem na to, że krawędzie otworu na głowę są dość ostre, ale Jeremiemu raczej to nie przeszkadzało. Notorycznie jednak wydawał odgłosy wszystkich zwierząt będąc tygrysem z okładki, bo mówił w języku tego zwierzęcia, które widział od swojej strony. Było to bardzo zabawne :) Polecam, jako ciekawostkę i rekwizyt do zabaw z maluchem. W teatr, ale i np. w dorysowywanie brakujących pysków :)
Wrzucając nazwisko autorki w wyszukiwarkę internetową możecie zobaczyć inne jej dziurawe propozycje, niestety nie wydane dotąd w Polsce. Jest ich sporo, mnie jako matce automaniaka zaświeciły się oczy na widok tytułu "Bon voyage".
Książka z dziurą
Herve Tullet
Wydawnictwo Egmont
Książka słynnego Herve Tullet'a starszych czytelników (2+) zainspiruje do aktywności, a młodsze maluchy dzięki czarno - białym ilustracjom zachęci do przyglądania się.
Ilustracje mają wieloraką tematykę. Na każdej stronie główną, choć zawsze inną, rolę gra dziura. A to jest otwartą buzią dziecka, które trzeba nakarmić, a to koszem do wrzucania pomiętej kartki papieru, a to znów szkłem powiększającym, przez które widać małe żyjątka. Za każdym razem czytelnik jest zachęcany przez autora do użycia, własnoręcznego uzupełnienia lub stania się częścią ilustracji.
Mimo sugestii zabaw, które w postaci krótkich poleceń widnieją na kolejnych kartach, książka daje pole do wymyślania własnych. Można poćwiczyć kreatywność, co chyba nie dziwi, gdy wiemy kto jest autorem książki. Popatrzcie zresztą same/i: KLIK
"Luty, marzec, kwiecień, maj i nic..." Mam podobnie i też nie będę się tłumaczyć!
OdpowiedzUsuńPrzyczyny mogą być zbieżne :)
UsuńTez myślałam o tych dziurawych książkach. Muszę sobie zakupić w sam raz dla mojego Adaska
OdpowiedzUsuńPolecam :) Dziury można zapchać wyobraźnią ;)
Usuń